Oczywiście jak zwykle bywa, mieliśmy jechać większą ekipą ale w
ostatniej chwili kilka osób się rozmyśliło i nie pojechało (a szkoda, bo
było co oglądać). Wyjechaliśmy z Poznania w piątek koło południa w
osiem motocykli. Pierwszy przystanek w Skwierzynie na stacji z barem na obiadek (nie
polecam żurku, sama woda z majerankiem), spotkanie z bandą motocyklistów
jadących na zlot do Ślesina (zamknięty, tylko dla posiadaczy H-D) i
dalej w drogę. Później jeszcze krótki postój w Kostrzynie na tankowanie i
zakup browarków, bo przecież rozbijając namiot trzeba coś wypić;)
Na
miejsce dojeżdżamy koło 17 może 18. Wjazd kosztuję 30EUR i tu szkoda, że
nie dostajemy pamiątkowego znaczka: (później okazuje się, że możemy go
kupić). Rozbijamy się przy samej drodze wśród traw, gdzie w praniu okaże
się, że pyli tak nie miłosiernie, że prawie wysmarkałam mózg!!!!
Po zakwaterowaniu pojawia się propozycja
pójścia do Lidla po jedzenie i piwko bo podobno nie daleko, więc podróż
w tą i z powrotem zajmuje jakieś trzy godziny (blisko;)}, ja
postanowiłam zostać na miejscu i podziwiać wjeżdżające sprzęty:)))
Chwilę poźniej doznałam szoku wchodząc na pokaz trzech kolesi z UK
jeżdżących Indianami w beczce śmierci. Nie potrafię opisać zwykłymi
słowami co wyprawiali ale byłam pod ogromnym wrażeniem i pełna podziwu
dla ich odwagi!!!
Teren samego zlotu, jeśli tak można to nazwać jest ogromny. Szczególnie
było to widać w dniu wyjazdu kiedy musieliśmy przejechać przez całe pole
namiotowo-campingowe aby dotrzeć do
wyjścia. Zaskoczeniem była dla mnie wjeżdżająca ilość Polaków. Znajome twarze
było widać dosłownie wszędzie (koło nas rozbiła się ekipa, którą kojarze
ze zlotu z Krotoszyna),
między innymi organizatorzy podobnego zlotu w Polsce, który miał miejsce jakiś miesiąc temu we Wrocławiu i kluby motocyklowe z Poznania. Swoją obecność podkreślali również Węgrzy, Brytyjczycy czy Hiszpanie. Wieczór jak zwykle skończył się wirującym światem ale muszę przyznać, że odbyło się to w bardziej kulturalny sposób niz to zazwyczaj bywa:)) Zrobiliśmy sobie nawet grilla...
między innymi organizatorzy podobnego zlotu w Polsce, który miał miejsce jakiś miesiąc temu we Wrocławiu i kluby motocyklowe z Poznania. Swoją obecność podkreślali również Węgrzy, Brytyjczycy czy Hiszpanie. Wieczór jak zwykle skończył się wirującym światem ale muszę przyznać, że odbyło się to w bardziej kulturalny sposób niz to zazwyczaj bywa:)) Zrobiliśmy sobie nawet grilla...
Oczywiście wieczorem można było posłuchać świetnych kapel grajacych
rockabilly jak i potańczyć w hangarze:) Rano nie obudził nas hałas katowanych sprzętów a sauna w namiocie, tak
więc dzień rozpoczęliśmy o godzinie ósmej rano!!! Kolejny wypad do Lidla
do miasta, tym razem już motocyklami i zakup kolejnych browarków i
oczywiście kefirków:)
Snuliśmy się
leniwie po lotnisku fotografując wszystko i co chwilę wpadając w zachwyt
połączony z załamką, że nie stać nas na takie sprzęty (w takich
sytuacjach pojawiały się niezliczone szatańskie pomysły jak tu zdobyć
coś takiego)
Koło godziny 14.00 zaczęły się wyścigi i tu Niemcy niestety nie popisali
się niemiecką dokładnością i punktualnością ponieważ planowo miały
zacząć się o 12.00. Tu właściwie kończy się narzekanie, bo to co później
dano nam oglądać wynagrodziło wszystko Niestety zdjęć nie mam za
ciekawych, ponieważ dojście do startu było ograniczone i nie wyszło nic
ciekawego (tu impreza w Finsterwalde wygrywa w kwestii podejścia z
aparatem pod sam start). Tu przywilej miały osoby z plakietkami i ciut
droższymi aparatami;)
Pierwsze ścigały się motocykle, łączone w pary o tej samej pojemności.
Aż dziw, że część z nich w ogóle odpalała. Szkoda tylko, że nasz
znajomy,który specjalnie przywiózł na wyścig swojego junaka nie został
do niego dopuszczony (stwierdzono, iz jest za mało reprezentatywny;) ja
jednak myślę, że nie zgodzili się ze względów bezpieczeństwa
hehehe).
Następnie
na płytę wjechały samochody. Impreza trwała do 19/20! Później scenariusz
się powtarzał - koncerty i impreza. Ach zapomniałabym!...wieczorem
wybierano również najfajniejszą zdaniem widzów starter girl (dziewczynę,
która machała flagą podczas startu). Nagrodą było 300EUR i oczywiście
połechtanie babskiej próżności;)
W niedzielę do domu wracaliśmy już koło 10.00. Nie obyło się bez mandatu...zabrakło nam 8km do granicy. Na szczęście kumpel dostał tylko 35 EUR mandatu za przejazd na czerwonym (kilku z nas wstrzymało oddech myśląc o własnych wydechach), podał łapkę i dalej w drogę.
Oto w skrócie co tam się działo:) Wierzcie mi, że warto to zobaczyć!!!!!!!
Jako ciekawostkę podam kilka przykładowych cen:
Wstęp: 30 EUR
Piwo: 0,4L - 4 EUR z kaucją, poźniej juz 3 EUR
Pepsi: 0,3L - 3EUR z kaucją, później 2 EUR
Hamburger: 5 EUR
Drink (truskawkowy, grejpfrutowy) z parasolką: 5 EURT-shirt zlotowy: 18 EURT-shirt: 30 EUR
Wpinka zlotowa: 1 EUR
Naszywka: 7 EUR
Wpinka: 5 EUR
Polecam LIDLA:))))
Wstęp: 30 EUR
Piwo: 0,4L - 4 EUR z kaucją, poźniej juz 3 EUR
Pepsi: 0,3L - 3EUR z kaucją, później 2 EUR
Hamburger: 5 EUR
Drink (truskawkowy, grejpfrutowy) z parasolką: 5 EURT-shirt zlotowy: 18 EURT-shirt: 30 EUR
Wpinka zlotowa: 1 EUR
Naszywka: 7 EUR
Wpinka: 5 EUR
Polecam LIDLA:))))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Śmiało komentuj...nie obrażaj!